Zaczęło się do tego, że Julia szukała sposobu jak nosić kamień, który dostała w prezencie. Nosiła go na sznurku, co optycznie poszerzało szyję i sprawiało że proporcje się rozjeżdżały. Zastanawiała się, jak temu zaradzić, co zmienić? Czy przerobić na broszkę a może naszyjnik? Jak to zrobić?
Zaproponowałam spersonalizowany naszyjnik z mojej pracowni, zaprojektowanym z jej kamieniem, jako głównym motywem. Ten proces był idealny, gdyż zaczął się od spotkania na żywo – zaznaczam, że na żywo, bo w dzisiejszych czasach a pisze to już w czasach pandemii, nie jest to takie łatwe i oczywiste. Tym bardziej, że jesteśmy z dwóch różnych miast. Także, był to proces idealny, bo najlepiej jeśli mogę zobaczyć klientkę i ją usłyszeć, jak opowiada o tym czego oczekuje. Julia przyszła w sukience od Risk made in Warsaw, kopertowej, Dream Girl, w kolorze musztardowym. Jej marzeniem było, by naszyjnik pasował do tej sukienki, więc mógłby być utrzymany w gołębiej szarości, połączony z kolorem musztardowym, czy też miodowym właśnie. A forma? Porozmawiałyśmy dłużej o tym, z czym kojarzy się Julii naszyjnik, jaka historia związana jest z kamieniem, a także o tym, że nie lubi form symetrycznych. Wnioski miałam takie: naszyjnik miał pasować do Julii i do sukienek z dekoltem w szpic. Dane zebrane, kamień przekazany, mogłam rozpocząć proces projektowania. Propozycje były trzy, Julia wybrała nr 2…choć jeśli dobrze pamiętam nr 3 nawet nie pokazywałam, naszkicowałam go ale nie poczułam żeby to było to o co chodzi Julii. Kolory sutaszu i próbka obroży uplecionej z szaro – srebrnego sutaszu. Przystępuję do szycia.
Na spotkaniu z Julią, wzięłam miarę, gdzie naszyjnik powinien się zaczynać i gdzie kończyć.
Dalej idzie już wielogodzinne szycie, dopasowanie kamieni- tu najlepiej pasowały szare, drobno fasetowane oponki labradorytu. Podczas szycia jest normą ciągłe sprawdzanie, czy pasuje do kamienia, czy to co się już buduje odzwierciedla założone proporcje, czy zgadza się ze szkicem. Tutaj szkice były bardzo poglądowe, w moim rozumieniu mogło być tak że zastosuję drobne zmiany, dla dobra kompozycji. Przecież czasem dopiero w trakcie pracy, okazuje się, że jest to potrzebne i nawet wieloletnie doświadczenie nie zastąpi tej małej cząstki improwizacji.
Nie wiem czy wiesz, że wykończenie danej pracy, czyli pokrycie rewersu skórą, potrafi zająć podobną ilość czasu co wykonanie samej (nie wykończonej i nie zaimpregnowanej) pracy z sutaszu. To jest moim zdaniem równie ważne, dla trwałości biżuterii jak dokładne zszywanie sutaszu. I im gęściej i dokładniej tym jakościowo lepiej.
Kiedy naszyjnik nabrał ostatecznego kształtu, został wykąpany w kąpieli impregnacyjnej, co ma dać mu trwałość godną klasycznej biżuterii jubilerskiej, i ruszył w podróż. Udało mi się sfotografować moment otrzymania naszyjnika, odkrywanie czy pasuje. Wspólnie z Ulą, Dagą, Kasią, Julią spotkałyśmy się w butiku Risk na Szpitalnej. Tu muszę zdradzić że to właśnie grupa facebookowa Risky Lovers połączyła nas, no i oczywiście fascynacja modą od Riska. Spędziłyśmy czas na mierzeniu nowości, Julia sprawdzała jak naszyjnik komponuje się z kolorem i dekoltem nowej wtedy sukienki Liberty. Był to przemiły dzień.
Teraz możemy porównać i zobaczyć jak na dłoni, w jaki sposób przebiegła metamorfoza oprawy kamienia. Od nieśmiało i smutno zawieszonego na czarnym sznureczku, do oprawionej w strukturę sutaszu dopasowanej kompozycji. Z wywiadu, jaki przeprowadziłam, wynika że ten kamień, to prawdopodobnie jadeit.
Uwaga, bo to jeszcze nie koniec historii naszyjnika projektowanego do indywidualnych potrzeb Julii. Byłam i jestem bardzo zadowolona z tej pracy i czułam dużą potrzebę aby uwiecznić zarówno naszyjnik, jak i wyjątkową urodę Julii w sposób szczególny. Zaprosiłam do tego projektu jeszcze jedną piękną (czego niestety na zdjęciach nie będzie widać) kobietę. To Agnieszka Fojudzka, która prowadzi swoje fotograficzne atelier agafojudzka.pl. Tutaj już zbędne są słowa. Same/sami zobaczcie:
Julia Kubisa, naszyjnik z kamieniem i sutasz.
Zaczęło się do tego, że Julia szukała sposobu jak nosić kamień, który dostała w prezencie. Nosiła go na sznurku, co optycznie poszerzało szyję i sprawiało że proporcje się rozjeżdżały. Zastanawiała się, jak temu zaradzić, co zmienić? Czy przerobić na broszkę a może naszyjnik? Jak to zrobić?
Zaproponowałam spersonalizowany naszyjnik z mojej pracowni, zaprojektowanym z jej kamieniem, jako głównym motywem. Ten proces był idealny, gdyż zaczął się od spotkania na żywo – zaznaczam, że na żywo, bo w dzisiejszych czasach a pisze to już w czasach pandemii, nie jest to takie łatwe i oczywiste. Tym bardziej, że jesteśmy z dwóch różnych miast. Także, był to proces idealny, bo najlepiej jeśli mogę zobaczyć klientkę i ją usłyszeć, jak opowiada o tym czego oczekuje. Julia przyszła w sukience od Risk made in Warsaw, kopertowej, Dream Girl, w kolorze musztardowym. Jej marzeniem było, by naszyjnik pasował do tej sukienki, więc mógłby być utrzymany w gołębiej szarości, połączony z kolorem musztardowym, czy też miodowym właśnie. A forma? Porozmawiałyśmy dłużej o tym, z czym kojarzy się Julii naszyjnik, jaka historia związana jest z kamieniem, a także o tym, że nie lubi form symetrycznych. Wnioski miałam takie: naszyjnik miał pasować do Julii i do sukienek z dekoltem w szpic. Dane zebrane, kamień przekazany, mogłam rozpocząć proces projektowania. Propozycje były trzy, Julia wybrała nr 2…choć jeśli dobrze pamiętam nr 3 nawet nie pokazywałam, naszkicowałam go ale nie poczułam żeby to było to o co chodzi Julii. Kolory sutaszu i próbka obroży uplecionej z szaro – srebrnego sutaszu. Przystępuję do szycia.
Na spotkaniu z Julią, wzięłam miarę, gdzie naszyjnik powinien się zaczynać i gdzie kończyć.
Dalej idzie już wielogodzinne szycie, dopasowanie kamieni- tu najlepiej pasowały szare, drobno fasetowane oponki labradorytu. Podczas szycia jest normą ciągłe sprawdzanie, czy pasuje do kamienia, czy to co się już buduje odzwierciedla założone proporcje, czy zgadza się ze szkicem. Tutaj szkice były bardzo poglądowe, w moim rozumieniu mogło być tak że zastosuję drobne zmiany, dla dobra kompozycji. Przecież czasem dopiero w trakcie pracy, okazuje się, że jest to potrzebne i nawet wieloletnie doświadczenie nie zastąpi tej małej cząstki improwizacji.
Nie wiem czy wiesz, że wykończenie danej pracy, czyli pokrycie rewersu skórą, potrafi zająć podobną ilość czasu co wykonanie samej (nie wykończonej i nie zaimpregnowanej) pracy z sutaszu. To jest moim zdaniem równie ważne, dla trwałości biżuterii jak dokładne zszywanie sutaszu. I im gęściej i dokładniej tym jakościowo lepiej.
Kiedy naszyjnik nabrał ostatecznego kształtu, został wykąpany w kąpieli impregnacyjnej, co ma dać mu trwałość godną klasycznej biżuterii jubilerskiej, i ruszył w podróż. Udało mi się sfotografować moment otrzymania naszyjnika, odkrywanie czy pasuje. Wspólnie z Ulą, Dagą, Kasią, Julią spotkałyśmy się w butiku Risk na Szpitalnej. Tu muszę zdradzić że to właśnie grupa facebookowa Risky Lovers połączyła nas, no i oczywiście fascynacja modą od Riska. Spędziłyśmy czas na mierzeniu nowości, Julia sprawdzała jak naszyjnik komponuje się z kolorem i dekoltem nowej wtedy sukienki Liberty. Był to przemiły dzień.
Teraz możemy porównać i zobaczyć jak na dłoni, w jaki sposób przebiegła metamorfoza oprawy kamienia. Od nieśmiało i smutno zawieszonego na czarnym sznureczku, do oprawionej w strukturę sutaszu dopasowanej kompozycji. Z wywiadu, jaki przeprowadziłam, wynika że ten kamień, to prawdopodobnie jadeit.
Uwaga, bo to jeszcze nie koniec historii naszyjnika projektowanego do indywidualnych potrzeb Julii. Byłam i jestem bardzo zadowolona z tej pracy i czułam dużą potrzebę aby uwiecznić zarówno naszyjnik, jak i wyjątkową urodę Julii w sposób szczególny. Zaprosiłam do tego projektu jeszcze jedną piękną (czego niestety na zdjęciach nie będzie widać) kobietę. To Agnieszka Fojudzka, która prowadzi swoje fotograficzne atelier agafojudzka.pl. Tutaj już zbędne są słowa. Same/sami zobaczcie: